Lamus Wyznania antykwariusza 016 Stanisław Karolewski
Profesor Głuszewska zmarła w kwietniu, półtora roku po swoim mężu profesorze Głuszewskim. – Dowiaduję się tego z Internetu, już po wizycie w ich mieszkaniu.
Początkowo wiem tylko tyle, że to dom pełen książek – „po ciotce, która była profesorem”, a rodzina likwiduje mieszkanie dojeżdżając tu w weekendy. Jest środek lata, właśnie wybieram się na urlop. Potem ustalamy jakiś termin już we wrześniu, ale oni odwołują – jednak nie mogą przyjechać do Wrocławia. Gdy dzwonią pod koniec listopada, a przez dwa miesiące odbyłem dziesiątki kolejnych, podobnych rozmów, pamiętam już tylko, że coś takiego rzeczywiście miało miejsce, a intuicja podpowiadała mi, że warto tam jechać.
Sobotni poranek – mam dyżur w firmie, toczymy się więc dopiero w słocie popołudnia. Za nami ciężki tydzień, pełen nowych dostaw. Mięśnie odmawiają już posłuszeństwa w głowie też nietęgie myśli – w sklepie przez cały dzień kręciły się tłumy turystów, którzy przyjechali na jarmark świąteczny – hałasowali, fotografowali się, niszczyli towar, bałaganili i wychodzili nic nie kupiwszy. Chciałbym już pojechać położyć się, ale odpowiedzialność jak zwykle – bierze górę.
Pod budynkiem kontener, do którego ojciec z synem wynoszą szafki. Wydaje mi się, że to może z „naszego mieszkania”, ale okazuje się, że to naprzeciwko, też jest opróżniane. Fala śmierci zabiera już ostatnie roczniki lat dwudziestych i czterdziestych. Nie wiem dlaczego, ale od paru lat nie odwiedzamy mieszkań po ludziach urodzonych w latach trzydziestych.
Kwadratowy przedpokój z którego prowadzą drzwi do wszystkich pomieszczeń. Wieszak, szafka na buty – dwie ściany z regałami pełnymi książek. W gabinecie to samo – dwie ściany wypełnione półkami z „dziurami” na małe łóżko i biurko z lat pięćdziesiątych, obok – pod oknem, stoi drugie – większe, dostojniejsze – poniemieckie. To wydaje się być bardziej męskie, ale nad nim wiszą jej dyplomy, świadectwo z gimnazjum i maryjki. Nad tym mniejszym, prostym są tylko półki wypełnione teczkami – a wyżej – książki.
Pomiędzy półkami jest przejście do salonu – bardzo wąskie, bo pomniejszone przez wąską półkę z każdej ze stron – nic się nie może zmarnować. Te małe półeczki mieszczą książki z serii Biblioteki Narodowej i jeszcze mniejszej w rozmiarze: Nike. Wyżej jakieś później tu włożone – może już po śmierci gospodarzy – przypadkowe lektury, głównie wydawane niedawno romansidła i serie gazetowe. Trochę wystają z półek, jeszcze bardziej zwężając przejście. W salonie znów ściana wypełniona półkami oraz kilka szafek po prawej. Dominuje filozofia, ale jest też sporo religii, muzyki i historii – sporo wspomnień ziemiańskich i arystokratycznych. Trochę przewodników. Biografie. Wrocławiana.
Mieszkanie wygląda na nigdy nie remontowane. Może w latach czterdziestych lub pięćdziesiątych przed zbiciem tych półek ktoś odświeżył ściany, ale dominuje poniemieckość z dodatkiem akcentów z głębokiej komuny.
Książki na najwyższej półce – podsufitowej, pokryte są nie tylko grubą warstwą kurzu, ale również płatami łuszczącej się farby i kawałkami tynku ze stropu. Na szafce nocnej stoi warszawska posrebrzana cukierniczka z ułamanymi uchwytami, a obok leżą dwa tomy książki o wymownym tytule: Straty ziemiaństwa polskiego w latach 1939-48. Wyżej, w złotej plastikowej ramie, kserokopia herbu dawnej Polski.
Na środku gabinetu układamy stertę książek – wypełni potem kilak toreb, które wyraźnie zadowolony z uzyskanej zań kwoty, wnuczko-siostrzeniec zmarłej, pomoże mi nosić do auta. Mieszkanie naprzeciwko opustoszało, o czym świadczą ciemne szyby i wypchany już ponad miarę kontener przed wejściem.
– Może jeszcze państwo zajrzą do Lamusa – i prowadzi nas do nyży za kuchnią, którą wypełniają znoszone tu graty – zużyte patelnie, gazetki reklamowe z supermarketów, poniemieckie nuty, emaliowana brytfanna.
Deszcz przestał padać. Błądzę myślami po dziejowych ludzkich losach i języku. Dworskie wolnostajace, ogromne lamusy pełne zbieranych przez pokolenia skarbów zmieniły się w poniemieckie schowki za kuchnią, zaś w PRL-owskich blokach zmalały do rozmiarów pawlaczy, w latach dziewięćdziesiątych do pudła z IKEA, a w dobie rosnącej wirtualności te wszystkie dziwne przedmioty i historie ludzi dla których były niezbędne, muszą zmieścić się w języku i w tej książce – zapisanej w cyfrowej kopii. Dobrze, że już nie siąpi. Chmura przetrwa może nawet do jutra.
autor: Stanisław Karolewski ( https://szarlatan.pl/szarlatan-stanislaw-karolewski/ )
Inne miniatury na: https://szarlatan.pl/category/wyznania-antykwariusza/
oraz https://facebook.com/Szarlatan
autor na Facebooku: facebook.com/stanislaw.karolewski
Youtube: https://www.youtube.com/@TVSZarlatan
- Views218876
- Likes0