Słów parę o samym Szarlatanie

Wiele już tu było notatek o gościach, odwiedzających – mniej lub bardziej regularnie – nasze skromne progi. Przez antykwariat stale przepływa istny korowód osobowości, czasem także osobliwości…i właśnie spostrzeżeniami ich dotyczącymi dotychczas się dzieliłam na wirtualnych kartach naszego bloga. Tym razem chodzi mi po głowie dość perfidny pomysł… A jakby tak ujawnić parę szczeółów spoza „drugiej strony biurka”?
Dziś więc będzie słów parę o samym Szarlatanie – to wszakże równie osobliwe zjawisko, jak niektórzy nasi klienci…

Szarlatan przybywa do antykwariatu przeważnie jakby prowadzony przez niewidzialną rękę, wskazującą rytualnie kierunek pt. „ekspres do kawy”. Niczym lunatyk bezbłędnie tam właśnie kieruje swe kroki. W wolne od dyżuru przy ladzie dni Szarlatan ma zwyczaj wpadać do antykwariatu po swego rodzaju „kawę na wynos”. Nietypowość tego procederu polega na tym, że aromatyczny napój jest zabierany w… ceramicznym kubku z Garfieldem 🙂 Jeśli więc kiedykolwiek spotkacie na wrocławskich ulicach Poważną Personę w czarnym płaszczu i kapeluszu, popijającą kawę z Wielce Niepoważnego Kubka z Garfieldem – możecie być pewni, że to On właśnie 🙂

W ogóle jeśli chodzi o wolne dni, Szarlatańskie obyczaje są dosyć zaskakujące. Pojawia się w owym czasie znienacka, zagląda we wszystkie kąty niczym gospodarz w swym obejściu, na chwilę przysiada zadumany na czerwonej sofie, po czym równie nagle obwieszcza: „No, to ja idę”… i  znika.

Szarlatan znosi do księgarni stale jakieś rupiecie: stare krzesła, drobiazgi o niewiadomym zastosowaniu, porzucone na ulicy obrazy… Prawdopodobnie nikt nie wie, gdzie On to wszystko znajduje. W okresie jesiennym przynosi ogromne ilości kasztanów i jabłek.

W lecie wymyka się tylnymi drzwiami na zalane słońcem podwórze za kamienicą. W zimie otwiera drzwi, gościnnie zapraszając przechodniów do wnętrza i marznie siedząc przy wyłączonych grzejnikach, owinięty w długi wełniany szal, niczym bohater z powieści Dickensa.

Potrafi spędzić cały dzień na dyskusji z jednym z naszych stałych klientów, nie zauważając mijających kolejno godzin…
I z przekorą iście Szarlatańską zmienia nastawiane przeze mnie winylowe płyty na trzeszczącą Hankę Ordonównę…