Żółty Wyznania antykwariusza 012 Stanisław Karolewski
Kładzie kolor. Dziesiątki odcieni żółtego, który czasami przechodzi w brąz lub zbliża się do czerwieni, w innych miejscach spod żółci przebija zieleń. Jaskry, złocenie, wrotycz, rumianek – wylicza. – Przecież nie tylko każda z tych żółci ma inny odcień, ale jeden kwiat wygląda zupełnie inaczej tuż przed kwitnieniem, na początku kwitnienia i gdy płatki już zaraz zaczną odpadać porwane przez wiatr. – Odchodzi o krok od podobrazia, a potem znów zanurza pędzel w palecie mieszając umbrę z cyjanem.
Kładzie ją zdecydowanymi ruchami, ale tworzy raczej niewielkie plamy. – Ja już w dzieciństwie uczyłam się patrzeć. Wychodziliśmy na nadodrzańskie łąki, a w niedzielę jechało się na pętle i szliśmy wzdłuż Widawy albo do Pawłowic. Wtedy w Widawie można było się pysznie przekąpać, a piasek to przecież też zupełnie inne odcienie. Kiedyś nawet miałam fioła na punkcie piasku, zbierałam go do słoików i ustawiałam odcieniami, ale to znów jeszcze sprawa wilgotności. Pod wpływem wody zbija się i zdaje się ciemnieć – to wszystko wiedzą dzieci, ale dorośli już niekoniecznie – patrzy na mnie podejrzliwie, kiwam tylko głową. A artyści muszą w sobie ocalić coś z dziecka z tego pierwszego zachwytu światem. Gdy pytają mnie o radę, zawsze odpowiadam, że to najważniejsze – techniki, rzemiosła można się nauczyć. To kwestia godzin spędzonych przed sztalugą lub wcześniej ze szkicownikiem. Patrzenia też, w gruncie rzeczy patrzenia się człowiek uczy na studiach. WSSP, teraz ASP mogłoby się nazywać w gruncie rzeczy Szkołą Patrzenia, albo Szkołą Ćwiczenia Wzroku. No a zachwyt światem, mój Boże, albo coś cię zachwyca, dajmy na to szklanka, plasterek cytryny i jak się zachowują w promieniach słońca wpadających o poranku, a co się z nimi dzieje gdy postoją w tym samym miejscu do południa, albo cię to nie zachwyca i widzisz tylko naczynia do umycia. Ciężko się tego nauczyć, ciężko kogoś tego nauczyć, chociaż czasami udaje się to wydobyć, bo ostatecznie chyba każdy to posiada, tylko czasem skryte pod tyloma warstwami dorosłości, że nie sposób się do tego już dostać – ani dobry pedagog, ani sam zainteresowany już się nie przebije. Chociaż też powtarzam im, że skoro próbują, skoro w ogóle wzięli pędzel do ręki, to im się uda, bo wciąż słyszą ten głos zachwytu, to on ich do pędzla doprowadził, więc aż tak znowu głęboko kopać nie muszą. Czasem trafi się jakiś bankier – nazywam ich bankierami, bo do pracowni sprowadził ich nie zachwyt nad tym bożym światem, ale chęć sławy i zysku. Ci na ogół mają świetnie wyćwiczoną technikę, nawet młodzi po maturze – brali lekcje przez całą szkołę, ale brakuje w tym duszy, wiecznie coś naśladują, powtarzają, to co widzieli u innych i nie rozumieją różnicy. Inna sprawa, że świat też często nie rozumie, ale na dłuższą metę tak się nie da. To już wolę prace amatorów, nieporadne proporcje, fatalne kolory, ale dusza jeszcze prześwituje. – Czuję, że powinienem coś powiedzieć, więc pytam. – A to co będzie? – wskazując na płótno już pełne tych żółci. – To będzie samochód, Porsche. Tu jest zdjęcie – wskazuje głową – a jak się dobrze przez okno wychylić to widać oryginał. – Sąsiad sobie kupił i szaleje na jego punkcie. Kiedyś jak było cienko pożyczył mi pieniądze i nie chciał zwrotu…
autor: Stanisław Karolewski ( https://szarlatan.pl/szarlatan-stanislaw-karolewski/ )
Inne miniatury na: https://szarlatan.pl/category/wyznania-antykwariusza/
oraz https://facebook.com/Szarlatan
autor na Facebooku: facebook.com/stanislaw.karolewski
Youtube: https://www.youtube.com/@TVSZarlatan
- Views101505
- Likes0